Jazz Klub Ostrów
Z Wikipedii
Ten artykuł wymaga dopracowania zgodnie z zaleceniami edycyjnymi. Dokładniejsze informacje o tym, co należy poprawić, być może znajdziesz na stronie dyskusji tego artykułu. Po naprawieniu wszystkich błędów można usunąć tę wiadomość. |
Jazz Klub Ostrów (Klub Muzyki i Poezji) – nieformalne tajne stowarzyszenie działające na pocz. lat 50. XX wieku w Ostrowie Wielkopolskim. Uczestnikami spotkań byli m.in. Krzysztof Trzciński (Komeda) i Kazimierz Radowicz.
Ponieważ zostałem tu wymieniony z imienia i nazwiska, powinienem, jak sądzę, uściślić tę informację, a jednocześnie ją rozszerzyć. Przede wszystkim nazwy "Klub Poezji i Muzyki" nigdy sami nie używaliśmy. Powstała ona później, my natomiast, jego założyciele i pierwsi członkowie, czyli Krzysztof Trzciński – Komeda, Andrzej Orłowski, Ziemowit Podejma, Janek Winkowski i Kazimierz Radowicz, mówiliśmy jedynie "Klub". Mieścił się on na pierwszym piętrze dużej kamienicy przy ulicy Fabrycznej 13 (obecnie Zamenhofa), należącej przed wojną do rodziców Janka, znanego w Ostrowie mecenasa Henryka Winkowskiego, oficera rezerwy, zamordowanego przez bolszewików w Katyniu i matki, niemal zamęczonej przez hitlerowców w obozie koncentracyjnym Ravensbrück; jakże znamienny dla setek tysięcy rodzin polskich los, dotkniętych jednocześnie okrucieństwem czerwonych i czarnych prześladowców, złączonych wspólną nienawiścią do Polski i Polaków. Matkę Janka uratował Szwedzki Czerwony Krzyż, który w ostatnich tygodniach wojny wywiózł z Ravensbrück wiele kobiet, przywracając część z nich do zdrowia. Pani Winkowska znalazła się między nimi, ale nie powróciła do kraju. Pozostała w Sztokholmie, a gdy zawiodły próby ściągnięcia tam syna, posyłała mu pieniądze, paczki i...płyty.
Czytelników tego tekstu muszę poprosić, aby spróbowali przenieść się do początkowych lat pięćdziesiątych XX wieku, do szarej rzeczywistości PRL-u, do życia złożonego z uciążliwych "przejściowych" trudności, z nakazów i zakazów, dzielących np. muzykę na tę, której należało słuchać i szkodliwą muzykę "amerykańskich imperialistów", której słuchać wolno nie było. Dlatego właśnie jej słuchaliśmy, każdy w domu, programów radia Luksemburg, lub nocnych audycji Willisa Connovera This is music USA. Krzychu Trzciński, znany później jako Komeda, słuchał jeszcze zespołu Jerzego Haralda z Katowic, który miał swój kwadrans na antenie od 7.45 do 8.00 w każdą środę i dlatego spóźniał się na lekcję łaciny, czym doprowadzał do wielkiej irytacji naszego Cycerona.
Obszerniej piszę o tych naszych latach szkolnych w swojej książce "Zapis", tutaj więc dodam jedynie, że kiedy Janek Winkowski zaprosił naszą "paczkę" na słuchanie płyt, które przysłała mu matka ze Szwecji, zjawiliśmy się skwapliwie w jego mieszkaniu, zachowując stosowne środki ostrożności, aby nie wyszło na jaw, że nie mamy zamiaru poddawać się nakazom "władzy ludowej". Można więc powiedzieć, że te płyty właśnie przyczyniły się do powstania naszego tajnego Klubu, zaczęliśmy bowiem regularnie spotykać się u Janka, zapraszając od czasu do czasu na klubowe spotkania te koleżanki i tych kolegów, których poglądy były nam znane i których dyskrecji byliśmy pewni.
Nad krajem zapadała coraz szczelniej "żelazna kutyna" izolacji, z głośników zwanych kołchoźnikami płynęły pieśni masowe i rewolucyjne, Wanda Odolska, z żarłocznością gilotyny, domagała się najsurowszych kar dla "bandytów z reakcyjnego podziemia", gorliwi poeci składali wierszowane hołdy Największemu Przyjacielowi Polski, Wodzowi Ludzkości i Pogromcy faszyzmu, reporterzy przeprowadzali wywiady z przodownikami pracy i składali meldunki o przekraczaniu planu wytopu surówki w hutach, donosiciele węszyli i podsłuchiwali, "ubecy" aresztowali i przesłuchiwali, a w pewnym pokoju na pierwszym piętrze jednej z ostrowskich kamienic, pięciu przyjaciół stworzyło sobie azyl, w którym słuchali jazzu i rozmawiali o tym, o czym nawet nie zająknęły się kołchoźniki i nie pisały gazety, a co składało się w różnym stopniu na ich własne doznania, obserwacje i przemyślenia. Dzieliliśmy więc klubowy czas na dyskusje i słuchanie płyt, przysyłanych przez matkę Janka z Sztokholmu; standardów jazzowych w wykonaniu legendarnych grup nowoorleańskich i chicagowskich, jak Original Dixieland Jazz-Band, combo Sy Olivera, nagrań takich mistrzów jak Art. Tatum, Artie Shaw i Louis Armstrong, czy zespołów Woody Hermana, Benny Goodmana i big-bandów Duka Elingtona, Glenna Millera i Count Basiego.
Jeszcze dziś, gdy słucham muzyki tych wielkich gwiazd jazzu, widzę przed sobą twarze przyjaciół z Ostrowskiego Jazz-Klubu; Krzycha-Komedy, Ziomka, Janka i Andrzeja. Za oknem gęstnieje mrok stalinowskiej nocy nad krajem, a my siedzimy na podłodze zasłuchani, a potem rozmawiamy i znów słuchamy. I tak najczęściej do świtu.
– Kazimierz Radowicz – Gdańsk/Ostrów Wielkopolski, 26.02.2008 r.