Web - Amazon

We provide Linux to the World


We support WINRAR [What is this] - [Download .exe file(s) for Windows]

CLASSICISTRANIERI HOME PAGE - YOUTUBE CHANNEL
SITEMAP
Audiobooks by Valerio Di Stefano: Single Download - Complete Download [TAR] [WIM] [ZIP] [RAR] - Alphabetical Download  [TAR] [WIM] [ZIP] [RAR] - Download Instructions

Make a donation: IBAN: IT36M0708677020000000008016 - BIC/SWIFT:  ICRAITRRU60 - VALERIO DI STEFANO or
Privacy Policy Cookie Policy Terms and Conditions
Wikipedysta:Paddy/4 DP - Wikipedia, wolna encyklopedia

Wikipedysta:Paddy/4 DP

Z Wikipedii

Wskutek cofania się wojsk niemieckich na froncie wschodnim, Wołyń zagęszczony został tyłowymi wojskami nieprzyjaciela, wzmocnione zostały miejscowe garnizony niemieckie a trasy komunikacyjne otrzymały gęstą obsadę, do czego szczególnie wykorzystywano Węgrów. Zaniepokojone ruchami oddziałów polskich niemieckie garnizony Kowla, Włodzimierza Wołyńskiego i Lubomla podjęły cały szereg groźnych akcji zaczepnych, mających na celu oczyszczenie zaplecza frontu. Oddziały polskie zmuszone były podjąć walkę dla utrzymania posiadanych terenów. Trwało również ciągłe zagrożenie ze strony UPA, przeciwko której z kolei trzeba było podjąć akcje zaczepne, mające na celu poszerzenie bazy operacyjnej oddziałów własnych na okres przygotowanych walk zaczepnych przeciwko Niemcom. Poczynając od stycznia 1944 roku rozgorzały na Wołyniu walki na przemian obronne i zaczepne zarówno z Niemcami jak i z UPA, prowadzone były ze zmiennym szczęściem. Już 15 stycznia 1944 roku Niemcy zaniepokojeni ruchliwością patroli polskich w rejonie Lubomla podjęli rozpoznanie w kierunku na Bindugę. Kolumna siedmiu samochodów ciężarowych wypełnionych żołnierzami Wehrmachtu i policji ukraińskiej niepostrzeżenie nadjechała od strony Rymacz, zbliżając się do Rakowca, gdzie stacjonował oddział por. "Korda" - Kazimierza Filipowicza. Na strzał alarmowy wartownika oddział stanął pod bronią, a następnie zaatakował kolumnę wozów niemieckich. Niemcy podjęli obronę, ale cofając się zostawili cztery samochody, które w walce zostały spalone. Zdobyto sporo broni i amunicji. Zginęło kilku Niemców, kilku było rannych przy stratach własnych wynoszących czterech zabitych oraz trzech rannych. Niemcy pospiesznie wycofali się do Lubomla. Przebieg mobilizacji oddziałów konspiracyjnych w Kowlu był zupełnym zaskoczeniem dla Niemców. Byli tak przerażeni masowością tego ruchu, że nie przejawili żadnego działania. Ruszyli jednak w teren kilka dni później. 19 stycznia 1944 roku oddziałem w sile kompanii najechali oni polską osadę Zasmyki, według ich mniemania centrum polskiej partyzantki. W rzeczywistości jednak z uwagi na bezpieczeństwo ludności cywilnej, w Zasmykach w ogóle nie było wojska. Na skraju osiedla natknęli się na polski patrol, który nie mogąc już inaczej zaalarmować mieszkańców osady otworzyli ogień do zbliżających się Niemców. Wyzwoliło to huraganowy ogień strony niemieckiej, w którym z trudem wycofał się patrol polski. Mieszkańcy wioski na odgłos strzelaniny, chwytając naprędce swój dobytek ratowali się ucieczką. Niemcy wtargnęli pomiędzy pierwsze zabudowania i zaczęli kolejno je podpalać, zabijając napotkanych mieszkańców. Na odgłos toczącej się walki pospieszył tam z pomocą pluton ppor. "Jawora" - Tadeusza Paszkowskiego, stacjonujący w niedalekiej Janówce, oraz pluton chor. "Liścia" - Józefa Cienkusza stacjonujący w Zielonej. Po dramatycznej walce zmuszono Niemców do odwrotu. Mieli rannych i sześciu zabitych. Straty własne wyniosły jeden zabity i jeden ranny żołnierz. W czasie walki Niemcy spalili 38 zabudowań i zabili sześciu mieszkańców Zasmyk. W okolicach Włodzimierza Wołyńskiego reakcja Niemców na ruchy oddziałów polskich przejawiła się nieco później. Bowiem dopiero 13 lutego 1944 roku wyszło z Włodzimierza rozpoznanie w sile kompanii Wehrmachtu z plutonem ckm, kierując się przez Dubniki na Wodzinów, Stasin, Radowicze. Również od strony Uściługa wyszedł silny oddział policji ukraińskiej, atakując osadę Karczunek, paląc zabudowania i strzelając do ludzi. Do walki ruszyły oddziały zgrupowania "Osnowa". Kompania ppor. "Piotrusia" - Władysława Cieślińskiego stawiła twardy opór pośród zabudowań kol. Wodzinek, zaś kompania ppor. "Czecha" - Bronisława Bodychaja pospieszyła w stronę kol. Karczunek, niosąc pomoc tamtejszej samoobronie walczącej resztkami sił. Twardy opór a następnie przeciwnatarcie polskich oddziałów odrzuciło Niemców oraz Ukraińców do granic miasta, gdzie wprowadzili do walki artylerię garnizonową. Dalszy pościg był niemożliwy. Polskie oddziały wycofały się do rejonów swojego zakwaterowania, zostawiając w terenie silne placówki. Kolejny wypad Niemców na tereny opanowane przez zgrupowanie "Osnowy" miał miejsce 23 lutego 1944 roku, kiedy spotkali się oni z oporem Polaków pod Werbą. Niemcy wyszli z Włodzimierza Wołyńskiego w sile trzech kompanii Wehrmachtu, kierując się traktem w stronę Werby, oskrzydlając rejon zakwaterowania oddziałów "Osnowy". Równocześnie silny oddział Węgrów podjął atak od strony lasu Piatydnie. Zarysowała się groźna sytuacja. Rozgorzał bój trwający cały dzień. Kiedy w walce miejscami dramatycznej - zmagały się z Niemcami kompanie ppor. "Piotrusia" - Władysława Cieślińskiego, ppor. "Czesława" - Szczepana Jasińskiego, ppor. "Sokoła II" - Sylwestra Witkowskiego, czuwający nad przebiegiem boju dowódca zgrupowania kpt. "Garda" - Kazimierz Rzaniak skierował do akcji szwadron kawalerii ppor. "Jarosława" - Longina Dąbek-Dębickiego. Szwadron ten śmiałym wypadem zaatakował stanowiska niemieckie z boku i z tyłu od strony wschodniej, co wprowadziło zamieszanie u Niemców. Podjęte wówczas przeciwuderzenie zmusiło Niemców do wycofania się w stronę traktu a następnie do Włodzimierza Wołyńskiego. Tymczasem Węgrzy w ogóle nie weszli do akcji po stwierdzeniu, że mają do czynienia z Polakami. Zgrupowanie kowelskie "Gromada" działało na większej przestrzeni i miało większą swobodę inicjatywy. Siłami tego zgrupowania przeprowadzano szereg większych i mniejszych akcji przeciwko oddziałom UPA w celu poszerzenia własnej bazy operacyjnej. Coraz bardziej jednak odczuwano brak amunicji. Wobec zbliżającej się generalnej rozprawy z Niemcami, dowódca zgrupowania mjr "Kowal" - Jan Szatowski zdecydował zaatakować miasteczko Hołoby położone na trasie Kowel-Łuck, chcąc opanować tamtejsze magazyny niemieckie. Akcja miała miejsce o świcie 9 marca 1944 roku przy użyciu II/50 pp dowodzonego przez por. "Jastrzębia" - Władysława Czermińskiego oraz wydzielonych kompanii z baonów "Trzaski" i "Siwego". Przy całkowitym zaskoczeniu Niemców baon "Jastrzębia" opanował większą część miasta, zadając im poważne straty. Wobec jednak stale tężejącego oporu Niemców dysponujących przewagą ogniową, nie zdołano opanować magazynów przy stacji kolejowej. Zawiodło również współdziałanie oddziałów własnych. Wobec nadciągającej stronie niemieckiej pomocy, oddziały polskie wycofały się, nie odnosząc strat, nie osiągając też zamierzonego celu. Również 9 marca 1944 roku placówka baonu "Siwego" obsadzająca kol. Zielona pod Kowlem została niespodziewanie zaatakowana przez Niemców. W nierównej walce poległo 5 partyzantów. 17 marca 1944 roku w Zasmykach pod Kowlem została rozbrojona cała kompania Wehrmachtu. Nie mając rozpoznania weszła ona na teren całkowicie opanowany przez polskie oddziały, które osaczyły ją ze wszystkich stron. Dowódca niemiecki nie zaryzykował walki. Już w początkach marca 1944 roku przerwał się przez front niemiecki na Stochodzie radziecki rozpoznawczy oddział kawalerii, który zetknął się z oddziałami polskiej dywizji w rejonie Dąbrowa- Zasmyki. Otrzymał on zakwaterowanie - a rozmowy z dowódcą oddziału przeprowadzili dowódca zgrupowania "Gromada" mjr "Kowal" - Jan Szatowski oraz oficer operacyjny dywizji kpt. "Ostoja" - Tadeusz Klimowski. Oficer radziecki otrzymał niezbędny materiał wywiadowczy dotyczący rejonu Kowla, a równocześnie polscy oficerowie zgłosili działanie polskiej dywizji partyzanckiej w rejonie na południe od Kowla, prosząc o powiadomienie o tym dowództwa radzieckiego, celem nawiązania bliższych kontaktów na wyższym szczeblu dowodzenia i uzgodnienia wspólnych działań przeciwko Niemcom. Na razie jednak Rosjanie łączności nie nawiązali. Po południu 17 marca 1944 roku mjr "Kowal" spotkał się z trzema oficerami radzieckimi, szukającymi kontaktu z dowództwem 27 WDP AK. Po uzgodnieniu z dowódcą dywizji udał się z nimi do Lubitowa, gdzie nastąpiło spotkanie z generałem - dowódcą radzieckiego korpusu. Mjr "Kowal" ponownie zgłosił działanie w tym rejonie 27 WDP AK podając jej siłę, położenie i cele zasadzające się na walce z Niemcami, postulując dalsze kontakty obu stron. Generał radziecki obiecał dalsze spotkania, a doraźnie skierował mjr. "Kowala" do Zadyb, dokąd poszła radziecka grupa osłonowa frontu, której dowódca miał udzielić dalszych informacji odnośnie do wspólnych działań. W dniu następnym mjr "Kowal" ze swoim adiutantem por. "Strzemieńczykiem" - Kazimierzem Lenczewskim spotkali się w Zadybach z płk. radzieckim, który z wielkim zadowoleniem powitał deklarację współdziałania. Ustalono wspólnie działanie w opanowaniu Turzyska oraz uzgodniono działanie oddziałów polskich w celu opanowania stacji kolejowej Turopin i mostu na Turii między Turopinem a Osadnem. W tymże dniu 18 marca 1944 roku miał miejsce przykry przypadek pomyłki ostrzelania polskiego oddziału wracającego z rozpoznania w kierunku Kowla. Pomyłkę spowodowały mundury niemieckie, w jakie ubrani byli polscy partyzanci. Pomyłkę wyjaśniono, jednak poległo sześciu polskich żołnierzy i kilku zostało rannych. 20 marca 1944 roku wspólnymi siłami zaatakowano miasto Turzysk ze stacją kolejową na linii Kowel-Włodzimierz Wołyński. Miasto zajęły oddziały polskie prawie bez oporu ze strony Niemców. Przy zdobywaniu stacji kolejowej wsparcie dała artyleria radziecka. Zdobyto wiele broni i amunicji. W akcji ze strony polskiej brały udział bataliony por. "Trzaski" - Zbigniewa Twardego, por. "Siwego" - Walerego Krokay'a oraz jedna kompania z baonu "Łuny". 22 marca 1944 roku baon por. "Gzymsa" - Franciszka Pukackiego zajął miejscowość Turopin oraz stację kolejową o tej samej nazwie. Na dużym odcinku rozkręcono tory kolejowe. 24 marca 1944 roku tenże batalion wzmocniony częścią baonu "Jastrzębia" i baonu "Łuny" zaatakował o świcie umocnienia niemieckie przy moście kolejowym na rzece Turii, którego jednak nie opanowano. Równocześnie z walkami toczonymi w rejonie Kowla zaatakowali Niemcy tereny zgrupowania "Osnowy". Po południu 22 marca 1944 roku wyszła z Włodzimierza Wołyńskiego wzmocniona kompania Wehrmachtu i zaatakowała placówkę polską w Zamostach, strzegącą przeprawy przez Turię, Placówka wytrzymała napór Niemców zmuszając ich do okopania się na przedpolu polskiej obrony. W ciągu nocy Niemcy otrzymali posiłki. Również polskie dowództwo zgrupowania wykorzystało noc na ściągnięcie do zagrożonego rejonu oddziałów własnych. O świcie dnia następnego, gdy Niemcy ponowili atak na Zamosty, polskie oddziały zaatakowały Niemców w rejonie osady Kapitułka. Równocześnie szwadron kawalerii "Jarosława" został skierowany w stronę Osadna, skąd spodziewano się natarcia Węgrów. Natarcie jednak oddziałów polskich nie powiodło się. Poszczególne kompanie zaległy w gęstym ogniu przeciwnika. Wówczas to pełen fantazji dowódca kawalerii "Jarosław", widząc słabą aktywność Węgrów, zostawił niewielkie ubezpieczenie na trakcie drogowym Kowel- Włodzimierz Wołyński, pozostałą zaś częścią szwadronu zaatakował tyły stanowisk niemieckich pod Kapitułką. Był to kapitalny manewr. Niemcy byli zupełnie zdezorientowani, popadli w rozsypkę, wycofując się w zarośla, gdzie z kolei dostali się w ogień Węgrów oraz polskiego przeciwnatarcia. W wyniku tego boju zdobyto wiele wozów taborowych ze sprzętem i dużą ilością amunicji. Straty własne wyniosły 7 zabitych i 5 rannych. Wśród Niemców naliczono 32 zabitych. W tym czasie 23 marca 1944 roku dowódca "Osnowy" skierował na ubezpieczenie kierunku Uściług pluton dowodzony przez st. sierż. "Tura" - Franciszka Zacharczuka. Do miejscowości Stęzarzyce, gdzie pluton zatrzymał się, zbliżyła się kompania niemiecka Wehrmachtu. Dzięki sprzyjającym okolicznościom nie doszło do bezpośredniego boju. Nawiązano rozmowę z Niemcami, a następnie rozbrojono podstępnie całą kompanię, zagarniając cały jej sprzęt i uzbrojenie. Rozbrojeni Niemcy zostali odesłani do siedziby sztabu zgrupowania w Siedliskach. W dniu następnym pluton "Tura" stoczył nierówną walkę z innym oddziałem niemieckim, zaś we Włodzimierzu Wołyńskim w odwecie Niemcy aresztowali około 300 zakładników, żądając uwolnienia rozbrojonej kompanii. Pośrednikiem między stroną polską a niemiecką był ksiądz Stanisław Kobyłecki z Włodzimierza Wołyńskiego. Mimo wielu wahań, spełniono żądanie Niemców, ratując niewinnych zakładników. Po wstępnych kontaktach z regularnymi oddziałami armii radzieckiej nastąpiły dalsze spotkania, dalsze rozmowy na temat współdziałania na froncie. 20 marca 1944 roku szef sztabu dywizji mjr "Żegota" - Tadeusz Sztumberk-Rychter, po spotkaniu w Radomlu z radzieckim oficerem łącznikowym, w asyście plutonu polskiego, udał się do Kołodeżna pod Kowlem, gdzie spotkał się z radzieckim dowódcą korpusu. 26 marca 1944 roku w Kładniowie pod Kowlem z dowódcą armii radzieckiej spotkał się dowódca dywizji ppłk. dypl. "Oliwa" - Jan Wojciech Kiwerski. W wyniku tych rozmów wysłał on odpowiednią depeszę radiową do KG AK w Warszawie. Komendant AK 4 kwietnia 1944 roku przesłał tą depeszę do Londynu, przekazując równocześnie na Wołyń wytyczne dla bieżącego współdziałania w dążeniu do odtworzenia 27 WDP z pełną podległością dowództwu AK z czasowym podporządkowaniem operacyjnym dowództwu radzieckiemu. Rozmowy dowódcy 27 Wołyńskiej DP AK z dowództwem radzieckim zbiegły się z trudnościami, jakie napotkały wojska radzieckie w opanowaniu Kowla. Na skutek roztopów wiosennych nie powiodła się ich pierwsza próba opanowania Kowla od wschodu i północnego-wschodu, bez odpowiednich działań od południa i południowego-zachodu gdzie właśnie stacjonowały oddziały polskie. W dalszych zatem działaniach frontowych dla opanowania Kowla przyjęto propozycję dowódcy polskiej dywizji, by oddziały polskie wypełniły powstałą lukę, wspomagając działania bojowe armii radzieckiej w rejonie Kowla. Uzgodniono ze stroną radziecką, że siłami 27 WDP AK nastąpi: - wiązanie sił niemieckich na południu i południowym-zachodzie od Kowla w rejonie Turzyska, Oleska i Lubomla oraz w rejonie Włodzimierza Wołyńskiego; - utrzymanie łączności i stałej przeprawy przez Bug mając na względzie ruch na zachód radzieckich oddziałów partyzanckich i śledzenie poczynań Niemców na terenie Generalnej Guberni; - dostarczenie wiadomości o ruchach wojsk niemieckich zwłaszcza na szlaku Lublin-Luboml-Kowel, jako ważnej arterii przyfrontowej Niemców. Realizując uzgodnione wstępne warunki współdziałania oddziałów 27 WDP AK z wojskami radzieckimi w końcu marca 1944 roku podjął ppłk. "Oliwa" przegrupowanie części dywizji, przerzucając oddziały zgrupowania "Gromada" z rejonu Ossy, Zasmyk i Kupiczowa na południowy zachód od Kowla do rejonu Lubomla. Zgrupowanie to poszczególnymi batalionami utworzyło łańcuch czat długości około 30 km, blokując szlak drogowy z Lubomla do Włodzimierza Wołyńskiego oraz w kierunku Turzyska. Oddziały południowego zgrupowania "Osnowy" w rejonie Włodzimierza Wołyńskiego miały za zadanie ubezpieczenia od południa działań dywizji pod Kowlem. Na przełomie marca i kwietnia 1944 roku Niemcy decydując się bronić Kowla, zaczęli przerzucać zza Bugu oraz z rejonu Brześcia n. Bugiem swoje wielkie jednostki, które w walkach rozpoznano jako oddziały dywizji pancernej SS "Wiking", I brygady górskiej, 211 DP, 216 DP i 131 DP. Oddziały zgrupowania północnego "Gromada" znalazły się na głównej osi marszu jednostek niemieckich, zaś zgrupowanie "Osnowy" narażone było na operacje Niemców od południa, niosących pomoc załodze kowelskiej. Z początkiem więc kwietnia 1944 roku 27 Wołyńska DP AK rozpoczęła okres ciężkich walk o charakterze ciągłym, często wręcz frontowym, który trwał ponad trzy tygodnie. Już bowiem 2 kwietnia 1944 roku bataliony "Sokoła" i "Korda" zwarły się z Niemcami, broniąc Sztunia i Zamłynia pod Lubomlem. Bój rozpoczął się w Sztuniu obsadzonym przez kompanię por. "Motyla" - Zbigniewa Rylskiego z baonu "Sokoła". Mimo przewagi ogniowej śmiałe natarcie Niemców zostało zatrzymane. Piechota niemiecka zaległa na przedpolu. Przyszła jej w pomoc artyleria, kładąc gęsty ogień na stanowiska "Motyla". Nie złamało to oporu Polaków, ale sytuacja stawała się groźna. Wówczas na rozkaz mjra "Kowala" prawe skrzydło Niemców zaatakował por. "Mohort" - Ryszard Markiewicz częścią baonu "Korda", wychodząc z Zamłynia, zaś por. "Sokół" rzucił do akcji swoją następną kompanię por. "Kani" - Stanisława Kądzielawy, która wychodząc z Czmykosu, szerokim łukiem aż pod Radziechów zaatakowała lewe skrzydło Niemców oraz częściowo ich tyły. Oba manewry zakończyły się całkowitym powodzeniem. Niemcy mając ogień na obu skrzydłach a także z tyłu, popadli w rozsypkę, ponosząc dotkliwe straty w rannych i zabitych, 28 żołnierzy wzięto do niewoli. Tymczasem w Zamłyniu pozostała część baonu "Korda" zmuszona była przyjąć natarcie Niemców, które wyszło od strony Rymacz i Jagodzina. Mimo wsparcia artyleryjskiego Niemcy i tutaj nie osiągnęli zamierzonego celu. Baon "Korda" utrzymał swoje stanowiska, zmuszając Niemców do wycofania się. W dniu tym straty własne w obu batalionach wyniosły 7 zabitych i 8 rannych. W ręce polskie dostało się 8 rkm, 9 pm, 1 działko, 2 biedki z amunicją oraz wiele broni ręcznej. Po całodziennym boju oddziały polskie utrzymały swoje pozycje w Sztuniu i Zamłyniu. Przez całą noc czuwały na stanowiskach placówki wzmocnione nad ranem, oczekując kolejnego ataku Niemców. Tu jednak Niemcy nie atakowali, ale zawzięcie bombardowali i ostrzeliwali z samolotów most na Turii oraz wieś Hajki, gdzie stacjonował batalion "Trzaski". Rano 3 kwietnia 1944 roku dowódca dywizji ppłk. dypl. "Oliwa" - Jan Wojciech Kiwerski wizytował bataliony "Sokoła" i "Korda", wyrażając uznanie za bojową postawę żołnierzy podczas walk poprzedniego dnia. Natomiast o świcie wykonujący rozkaz mjra "Kowala", batalion por. "Jastrzębia" - Władysława Czermińskiego zaatakował placówkę niemiecką w Maszowie. Przy pełnym zaskoczeniu załoga placówki w sile kompanii została zlikwidowana. Naliczono 16 zabitych Niemców, zupełnie bez strat własnych. Zdobyto wiele broni, koni łącznie z bardzo przydatną kuchnią polową i sprzętu wojskowego. W nocy 3/4 kwietnia 1944 roku na skutek nieuwagi ubezpieczeń, duży oddział niemieckiej brygady górskiej, jadący od strony Lubomla, wjechał niespodziewanie do Sztunia obsadzonego przez kompanie "Motyla" i pluton plut. "Pociska" - Michała Strusia z baonu "Korda". Wywiązała się dramatyczna walka nocna, w której zepchnięto Niemców i zmuszono do wycofania się w stronę Lubomla. Straty własne wyniosły 7 zabitych i 10 rannych. Straty niemieckie były jednak znacznie większe. Naliczono 81 zabitych, a 42 dostało się do niewoli, w tym 12 oficerów SS towarzyszących brygadzie górskiej. Odbito 6 jeńców radzieckich oraz jednego partyzanta z kompanii "Motyla", który w dniu poprzednim dostał się do niewoli niemieckiej. Zdobyto 7 rkm, 1 ckm, 4 moździerze 81 mm, 60 kb, 7 automatów górskich, 26 wozów taborowych w tym również kuchnię polową, namioty duże i małe, wiele koców. W taborze znaleziono duże ilości amunicji, granatów oraz 4 skrzynki tzw. "pancerfaustów", a także wiele konserw mięsnych, papierosów, czekolady oraz opatrunków sanitarnych. 4 kwietnia 1944 roku przesuwano jeńców i wszelką zdobycz do własnego zaplecza. Kompanię "Motyla" wycofano ze Sztunia, zostawiając tam kompanię warszawską dowodzoną przez por. "Piotra" - Zdzisława Złocińskiego oraz pluton z baonu "Korda". 5 kwietnia 1944 roku Niemcy opanowali Sztuń, wykorzystując w natarciu gwałtowną zawieruchę śnieżną. Równocześnie z atakiem na Sztuń zaatakowali Zamłynie zmuszając batalion "Korda" do wycofania się za rzekę Neretwę. 7 kwietnia 1944 roku kompania por. "Kani" z baonu "Sokoła" została zluzowana w Czmykosie przez batalion por. "Jastrzębia" - Władysława Czermińskiego, który już w dniu następnym zmuszony był przyjąć bój z Niemcami. Poranny atak piechoty niemieckiej został odparty, ale kolejnego natarcia z użyciem czołgów batalion nie wytrzymał i zmuszony został do wycofania się za pasmo bagien w kierunku Pustynki. Nocą batalion przeszedł do Władynopola. Nocą 8/9 kwietnia 1944 roku dywizja otrzymała niewielki zrzut broni i amunicji, a 9 kwietnia rozgorzały walki o utrzymanie Pustynki obsadzonej przez batalion por. "Gzymsa" - Franciszka Pukackiego oraz Staweczek obsadzonych przez batalion por. "Siwego" - Walerego Krokay'a. Wychodząc od Czmykosu do Pustynki wdarły się trzy czołgi niemieckie. W dramatycznej sytuacji por. "Gzyms" poderwał swój batalion do kontrataku, wypierając Niemców za wsi. Czołgi były bezradne pośród płonących zabudowań. Tutaj na polu bitwy dywizji został odznaczony por. "G~yms" orderem Virtuti Militari V klasy. Dalszy napór Niemców został wstrzymany na tym odcinku przy wprowadzeniu do akcji batalionu "Jastrzębia" oraz dwóch działek ppanc. Nie mniej dramatycznie przebiegały walki o Staweczki. Tutaj Niemcy zaczęli atak od silnego obstrzału artyleryjskiego od strony Oleska. Pod nawałą artylerii, przy silnym natarciu piechoty niemieckiej batalion "Siwego" cofnął się, ale wkrótce odzyskał równowagę i stawiał skuteczny opór. Przy kolejnym jednak natarciu Niemców batalion wycofał się z wioski i okopał się na sąsiednich wzniesieniach. Mjr "Kowal" chcąc koniecznie utrzymać Staweczki jako ryglową pozycję na osi marszu Niemców, rzucił do walki batalion "Sokoła". Batalion ten w brawurowym natarciu zdołał uchwycić jedynie skrajne zabudowania Staweczek, ale bez trwałego powodzenia. Batalion "Siwego" nie dał dostatecznego wsparcia, więc "Sokół" zmuszony był wycofać się ze Staweczek, zajmując pozycje na wzgórzach. Baon "Siwego" obsadził Owłoczym. Niemcy zaatakowali równocześnie rejon Zamłynia przy użyciu czołgów i artylerii. Po wstępnym boju, mając 2 zabitych i 5 rannych por. "Kord" wycofał swój batalion na skraj lasów zamłyńskich. Nie mniej trudny był dzień 10 kwietnia 1944 roku, kiedy szczególnie ciężko było na odcinku batalionu "Sokoła", który odpierając ataki piechoty niemieckiej był kilkakrotnie bombardowany przez samoloty. Po południu Niemcy przypuścili atak na Owłoczym wypierając zeń baon "Siwego", a następnie z czołgów ostrzeliwali wieś Stawki, gdzie ciężko ranny został dowódca batalionu por. "Trzask" - Zbigniew Twardy. Ożywiły się również działania na odcinku zgrupowania "Osnowy" pod Włodzimierzem Wołyńskim. Od rana 8 kwietnia 1944 roku podjęli Niemcy bombardowanie wiosek zajętych przez oddziały polskie. Jeden z samolotów został strącony. Coraz silniejsze patrole wychodziły od strony miasta, spotykając opór oddziałów polskich. Silne ich ugrupowanie z czołgami posuwało się od strony Werby, zajmując również wieś Połomiany. Pod wieczór 10 kwietnia 1944 roku ustały walki na wszystkich odcinkach. Wynik ich był jednak bardzo niekorzystny dla oddziałów polskich. Sytuacja była tym trudniejsza, że po oddaniu Owłoczyna, zerwała się łączność z wojskami radzieckimi. Kierunki operacji wojsk niemieckich wyraźnie wskazywały na dążenie do stworzenia "kotła" mającego zamknąć oddziały polskie w okrążeniu. W tej sytuacji dowódca dywizji ppłk. dypl. "Oliwa" postanowił przeciwdziałać zamiarom Niemców. Wieczorem 10 kwietnia 1944 roku wyszły ze sztabu dywizji odpowiednie rozkazy do wszystkich batalionów nakazując oderwanie się od nieprzyjaciela i przechodzenie w ciągu nocy na wschodni brzeg Turii do rejonu wpływów wojsk radzieckich. Tymczasem zaistniały okoliczności, które zmieniły decyzję dowódcy dywizji. Oto nocą z 10/11 kwietnia 1944 roku w rejonie Hajek przeprowadził się patrol kawalerii radzieckiej donosząc, że do strefy działań 27 WDP AK przechodzi 16 gwardyjska radziecka dywizja kawalerii z 54 i 56 pułkami celem wsparcia walczących oddziałów polskich. Tejże nocy 56 pułk kawalerii skierowany został do rejonu "Osnowy" zaś 54 pułk kawalerii do zgrupowania "Gromada". Postanowiono przejąć inicjatywę z rąk niemieckich. Już od 11 kwietnia 1944 roku wieczorem oddziały zgrupowania "Osnowy", wspierane przez 56 pułk kawalerii radzieckiej zaatakowały miasto Włodzimierz Wołyński. Dowódca zgrupowania kpt. "Garda" - Kazimierz Rzaniak rzucił do akcji wszystkie swoje bataliony. Oddziały polskie wspierane ogniem artylerii radzieckiej w boju nocnym uchwyciły pierwsze zabudowania miasta wypierając Niemców w obręb zabudowań koszarowych. Jeden z oddziałów radzieckich prowadzony przez polskich przewodników dotarł do dworca kolejowego we Włodzimierzu Wołyńskim. Kiedy wydawało się, że miasto zostanie opanowane, Niemcy otrzymali posiłki. Od strony Uściługa wyszła ich silna jednostka zmotoryzowana, przechodząc z marszu do kontrnatarcia. Niemcy wyszli zagonem czołgowym z Piatydeń w kierunku Wodzinów-Radowicze-Werba, zagrażając odcięciem oddziałom polskim i radzieckim uwikłanym w walce na rubieżach miasta. Kpt. "Garda" zdołał jednak na czas przegrupować część swoich oddziałów i przy pomocy artylerii radzieckiej nocnym wypadem powstrzymał dalszy marsz Niemców. O świcie 12 kwietnia wobec przewagi ze strony niemieckiej oddziały polskie i pułk radziecki wycofały się z rejonu Włodzimierza Wołyńskiego, zajmując odpowiednie punkty obronne. Radziecki pułk kawalerii mając na wyczerpaniu amunicję artyleryjską, wycofał się przez Zamosty na wschodni brzeg Turii, a następnie przeszedł do rejonu Turyczan. Na odcinku północnym zgrupowanie "Gromada" podjęło akcję zaczepną przeciw Niemcom o świcie 12 kwietnia 1944 roku. Atakowały cztery bataliony polskie oraz 54 gwardyjski pułk radzieckiej kawalerii. Tu jednak Niemcy dysponowali dużą siłą ogniową i stawili zacięty opór. Batalion por. "Gzymsa" wychodząc z Pustynki zaległ na przedpolu, nie mogąc opanować Czmykosu. Mimo bohaterskich wysiłków zaległ też batalion por. "Sokoła", na przedpolu Staweczek. Batalion "Jastrzębia" nacierający w środku, nie napotykając początkowo oporu doszedł aż do traktu Czmykos- Owłoczyn, wychodząc na tyły broniących się Niemców w Staweczkach. W chwili jednak kiedy jedna kompania rozwinęła natarcie na Staweczki i ostrzelana została kolumna samochodów na trakcie drogowym, batalion zaatakowany został z tyłu przez silny oddział piechoty węgierskiej. To przesądziło o losach akcji na tym odcinku. Batalion "Jastrzębia" związał się walką z Węgrami, nie mogąc atakować Staweczek, czego z niecierpliwością oczekiwał "Sokół". Ostatecznie batalion "Jastrzębia" prowadząc bój z Węgrami zmuszony był wycofać sie na południe na wysokość stanowisk batalionu "Sokoła", nie osiągając zamierzonego celu. W tym samym czasie był również atakowany Owłoczyn. Nacierał tam batalion "Trzaski" oraz oddziały radzieckie. Atak rozpoczął pułk radziecki. Rozwinął się szeroko na otwartym polu, korzystając z własnej artylerii. Niemcy jednak dysponując czołgami przełamali ten atak. Rosjanie zalegli na przedpolu, ponosząc duże straty. Wówczas do akcji wszedł batalion "Trzaski", dowodzony przez por. "Jaszczura" - Mariana Moczulskiego. W rozmachu natarcia dotarł on w pobliże zabudowań wsi, kiedy przytłoczył go ogień niemiecki. Rosjanie w tym czasie zaczęli się wycofywać. Polski batalion z trudem również wycofał się ponosząc dotkliwe straty. Około godziny 16 było ostatecznie wiadomo, że akcja zaczepna przeciwko Niemcom, z którą wiązano tak duże nadzieje nie powiodła się. Niemcy nie wypuścili inicjatywy ze swoich rąk. W ciągu następnych dni kryzys pogłębił się. 13 kwietnia 1944 roku Niemcy zawładnęli Pustynką. Nie pomogło zmontowane naprędce przeciwuderzenia batalionu "Gzymsa" wspomagane grupą ochotników z baonu "Jastrzębia". Stanowiska baonu "Trzaski" w Stawkach przez cały dzień bombardowane było z dział czołgowych. Pod wieczór Niemcy przypuścili silny atak na całym odcinku frontu obrony polskiej i radzieckiej. Dowództwo polskie nie przyjęło tej walki. Bataliony dostały rozkaz wycofania się na skraj lasów mosurskich do rejonu Jawin Bór, gdzie zajęły nowe wyznaczone im odcinki obrony. Pułk radziecki wycofał się do rejonu Stanisławów. Na odcinku walk pod Włodzimierzem Wołyńskim Niemcy również wzmogli swój nacisk. Poprzedzając czterokrotnym bombardowaniem lotniczym przypuścili oni atak na Stęzarzyce bronione przez kompanię batalionu "Zająca" - Zygmunta Górki-Grabowskiego oraz na Siedliska obsadzone przez batalion por. "Olgierda" - Zygmunta Kulczyckiego. Obie miejscowości z trudem zostały utrzymane. Przez cały dzień bombardowane były przeprawy na rzece Turii w Hajkach, Zamostach i Błażenniku. W następnych dniach pierścień okrążenia zaciskał się z każdą godziną. Na nowych odcinkach frontu walczyły wszystkie bataliony dywizji. Jeszcze 16 i 17 kwietnia 1944 roku bataliony "Jastrzębia" i "Trzaski" walczące wręcz, odpierały natarcia niemieckie w lasach mosurskich, blokując ich marsz w głąb masywu leśnego. W tych dniach jednak pierścień okrążenia zamknął się. Niemcy atakując od kilku dni połączyli swoje siły w rejonie Hajek, gdzie spotkały się ich zagony pancerne atakujące od północy i od południa. Równocześnie silne ich jednostki ruszyły wprost na wschód przechodząc Turię i kierując sie w stronę wojsk radzieckich. Teraz należało oczekiwać ostatecznej likwidacji "kotła". Uprzedzając działania Niemców ppłk. dypl. "Oliwa" przyjął koncepcję dowódcy pułku radzieckiego przebijania się przez Turię w kierunku wschodnim, do strefy działań Armii Czerwonej. Rozkazał bronić do upadłego grobli pod Pisarzową Wolą jako jedynego wyjścia z lasów bez konieczności forsowania rzeki Turii, chcąc wykorzystać most w Zamostach. Bój pod Pisarzową Wolą rozpoczął się rano 18 kwietnia 1944 roku i trwał przez cały dzień. Obronę na tym odcinku zorganizowały bataliony por. "Lecha" - Jerzego Krasowskiego oraz por. "Olgierda" - Zygmunta Kulczyckiego, wspomagane przez broń przeciwpancerną pułku radzieckiego. Po odparciu dwóch ataków niemieckich nastąpił atak z równoczesnym bombardowaniem polskich stanowisk przez 30 samolotów niemieckich. Tej nawały ognia oddziały polskie nie wytrzymały. Po nalocie cofnęły się od grobli, do wieczora trzymając stanowiska na skraju lasu. Straty były poważne. W tym czasie, 18 kwietnia 1944 roku, kiedy tak uporczywie broniona była grobla obok Pisarzowej Woli, na przeciwległym krańcu lasów mosurskich poległ dowódca 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK - ppłk. dypl. Jan Wojciech Kiwerski. Dowództwo dywizji przejściowo objął mjr "Kowal", a po kilku dniach mjr "Żegota" - Tadeusz Sztumberk-Rychter. Z dowództwem radzieckim uzgodniono nowy plan przebicia się z okrążenia. Oddziały radzieckie, jak założono pierwotnie, miały przebijać się na wschód za Turię, zaś oddziały polskie w kierunku północnym przez tory kolejowe pod Lubomlem w rejonie Zamłynia. Od 19 kwietnia 1944 roku poszczególne bataliony polskie schodziły z linii obronnych, wycofując się w głąb lasów mosurskich. Zasadniczego przesunięcia dokonano nocą z 19/20 kwietnia, koncentrując je w lesie pod Zamłyniem. W ciągu 20 kwietnia 1944 roku czyniono ostatnie przygotowania przed nocną akcją. Porzucono wszelkie tabory, zniszczono ciężki sprzęt - szpital polowy ukryto w bagiennych zaroślach. Żołnierze brali tylko tyle amunicji, ile zdołali unieść. Zabrano tylko lekką broń maszynową. Po południu do miejsca koncentracji dywizji dołączyły oddziały radzieckie, które nocą nie zdołały przebić się przez kordon niemiecki na rzece Turii. Przebicie nastąpiło dopiero nocą z 20/21 kwietnia 1944 roku. Straż przednią z mjr "Kowalem" stanowiły bataliony "Sokoła" i "Korda". Siły główne składały się z batalionów "Trzaski" i "Siwego" jako bataliony wsparcia straży przedniej. Następnie szedł sztab dywizji z mjr. "Żegotą" i ochroną w składzie: batalion "Gzymsa" i kompania warszawska por. "Piotra". Dalej oddział koni jucznych pod dowództwem kpt. "Hrubego" pod ochroną batalionu "Jastrzębia", zamykającego siły główne. Straż tylną stanowiły bataliony "Zająca", "Lecha" i "Olgierda", dowodzone przez kpt. "Garda". Koniec kolumny stanowiły oddziały radzieckie. W ciągu tej nocy tory kolejowe w rejonie stacji Jagodzin zdołały przejść jedynie bataliony "Sokoła", "Korda", "Trzaski", część batalionu "Siwego", "Gzymsa" ze sztabem i część batalionu "Jastrzębia". Marsz pozostałej części kolumny został przerwany przez niemiecki pociąg pancerny, jaki nadjechał od strony Lubomla. Pierwsza część kolumny zaraz po przejściu torów stoczyła bój z Niemcami w rejonie miejscowości Sokół, podążając dalej do rejonu lasów smolarskich. Druga część kolumny - głównie oddziały kpt. "Gardy" oraz oddziały radzieckie przebijały się następnej nocy. W okrążeniu pozostało jednak ponad 1000 ludzi w grupach zorganizowanych bądź luźnych, które wychodziły później różnymi drogami. Najliczniejszą grupę liczącą około 360 ludzi po przeszło dwóch miesiącach wyprowadził por. "Jastrząb", dołączając do dywizji już na Lubelszczyźnie. Zasadnicza jednak część dywizji wyszła z okrążenia. Po wyjściu z okrążenia w lasach mosurskich nastąpił kilkudniowy względny spokój. Wojsko rozlokowane w rejonie lasów smolarskich mogło trochę odetchnąć. Nawiązano kontakty z działającą w tym rejonie partyzantką radziecką. Już jednak 25 kwietnia 1944 roku Niemcy z Węgrami zaatakowali rejon postoju polskich oddziałów pod Holadynem. Bój przyjęły bataliony "Korda" i "Gzymsa", po czym jednak całość została wycofana do lasu. 29 kwietnia dywizja została przeniesiona do dużego kompleksu lasów szackich. Rejon ten jednak zamieszkały przez nieliczną biedną ludność wyeksploatowaną przez Niemców oraz oddziały partyzantki radzieckiej. Dużej wagi problemem stało się wyżywienie wojska. Naturalnie ten przemarsz dywizji był przez Niemców uważnie śledzony. Już 5 maja 1944 roku wysłali oni z Szacka batalion piechoty węgierskiej z pięcioma czołgami celem "przeczesania" lasów szackich. Wcześnie rano ekspedycja ta natknęła się na polskie ubezpieczenie. Wywiązał się całodzienny bój rozstrzygnięty jednak na korzyść strony polskiej. Jak obliczono Węgrzy stracili 72 zabitych a 18 dostało się do niewoli. Zdobyto wiele broni i amunicji, a wiązką granatów zniszczono jeden czołg. Straty własne wyniosły 7 zabitych i 10 rannych głównie z batalionów "Trzaski" i "Korda". W pierwszej dekadzie maja 1944 roku do rejonu zgrupowania oddziałów 27 WDP AK przeszło duże zgrupowanie partyzantki radzieckiej płk. Iwanowa oraz brygady im. Bujnowa. Jeszcze bardziej pogorszyły się warunki aprowizacyjne. Nie posuwał się również front wschodni. Dowodzący dywizją mjr "Żegota" zmuszony był podjąć decyzję o rozluźnieniu swoich oddziałów. Zgrupowanie "Gromada" otrzymała zadanie przejścia z powrotem do rejonu lasów smolarskich i zamłyńskich. Okazało się to jednak niemożliwe. Niemcy ściągali do rejonu lasów szackich coraz większe siły. 11 maja 1944 roku prowadzący rozpoznanie trasy batalion "Sokoła" stoczył krótką, ale gwałtowną potyczkę z Niemcami we wsi Kruszyniec, stwierdzając pełną blokadę kierunku południowo- zachodniego. 18 maja 1944 roku wydzielony oddział pod dowództwem por. "Zająca" zaatakował Niemców obsadzających Hutę Ratneńską. Celem akcji było zdobycie żywności. Oddział wdarł się do wsi, gdzie rozgorzała zacięta walka, dochodząca miejscami do wali wręcz. Zdobyto broń i amunicję, ale żywności niewiele, tracąc jednego oficera, mając rannych żołnierzy. Od szeregu dni obserwowano wzmożoną działalność lotnictwa niemieckiego. Coraz więcej patroli żywnościowych spotykało się z Niemcami, którzy wyraźnie przygotowywali pacyfikację lasów szackich. Nastąpiło to 20 maja 1944 roku, kiedy Niemcy podjęli koncentryczne natarcie na te lasy wychodząc z czterech kierunków Orzechowa, Mielnika, Szacka i Huty Ratneńskiej z wyraźnym celem zepchnięcia oddziałów polskich i radzieckich na wielkie poleskie bagna. Bój rozpoczęły oddziały radzieckie płk. Iwanowa stawiając opór Niemcom idącym od strony Szacka. Na lewe skrzydło tych oddziałów skierowano polskie bataliony "Sokoła" i "Korda" zaś na prawym skrzydle, od strony Mielnika i Orzechowa, związał się walką batalion kpt. "Hrubego", utworzony z połączenia dawnych batalionów "Trzaski" i "Siwego". Od strony Huty Ratneńskiej przyjęły walkę bataliony "Zająca" i "Gzymsa". Bój trwał cały dzień. Jednak wskutek przewagi Niemców dysponujących artylerią i czołgami oddziały polskie i radzieckie zostały zepchnięte w głąb lasów i otoczone przez Niemców. Z nastaniem zmroku walki ustały na wszystkich odcinkach. Wiadomo było, że nocą Niemcy nie będą atakowali, ale dzień następny mógł przynieść klęskę. Wieczorem na naradzie dowódców zdecydowano przebicie się z okrążenia, wykorzystując ciemności nocy. Założono wyjście trzema niezależnymi kolumnami z ogólnym zadaniem przejścia za front na stronę radziecką. Kolumna "Osnowy" z cząstkami batalionów 23 i 24 pp pod dowództwem kpt. "Gardy" - Kazimierza Rzaniaka, kolumna "Gromady" z batalionami 50 i 43 pp pod dowództwem mjr. "Kowala" - Jana Szatowskiego, oraz kolumna sztabowa z batalionem "Gzymsa" - 45 pp i służbami pomocniczymi pod dowództwem mjr. "Żegoty" - Tadeusza Sztumberk-Rychtera. Oddziały radzieckie wychodziły oddzielną trasą. Samo wyjście z okrążenia odbyło się stosunkowo łatwo. Niemcy nie tworzyli w nocy ciągłej linii okrążenia. Piekło zaczęło się dopiero, kiedy oddziały znalazły się na obszarach rozlewisk poleskich, wzniecając hałas mieszanej tysiącami nóg wody. Na wszystkich kierunkach zapalały się rakiety oświetlające teren a równocześnie Niemcy położyli ogień na bagno. Ze strony bagien nie otwierano ognia. Każdy oddział starał się jak najdalej odbić od brzegu lasu. Pokonywanie bagien oraz biegnącego przez nie głębokiego rowu melioracyjnego odbywało się w dramatycznej scenerii. Rankiem 21 maja 1944 roku oddziały osiągnęły suchy grunt, kryjąc się w zaroślach, będąc już poza zasięgiem ekspedycji niemieckiej. Teraz żołnierze obserwowali nawałę ogniową, jaką Niemcy położyli na kwartał leśny, gdzie dnia poprzedniego skoncentrowane były oddziały polskie i radzieckie. Nastąpiły dnie i noce uciążliwego marszu za front, w czołówce maszerowała grupa kpt. "Gardy" z niewielkim oddziałem radzieckim. Po tygodniowym ciężkim marszu oddział ten znalazł się w rejonie Dywina, gdzie zamierzał przejść front stojący na Prypeci. Usiłowano nawiązać łączność z frontowymi wojskami radzieckimi ale bez skutku. Nie mogąc dłużej pozostawać na bezpośrednim zapleczu frontu niemieckiego 27 maja 1944 roku o świcie podjął kpt. "Garda" decyzję forsowania Prypeci. Po przejściu z brawurą linii frontu niemieckiego, już nad samą rzeką, oddział ten dostał się w strefę silnego ognia oraz wojsk radzieckich nie mających wiadomości o tej przyprawie. Zanim wyjaśniono sytuację i uzyskano wsparcie artylerii radzieckiej, poległo 130 żołnierzy, a rany odniosło 113 ludzi. Reszta w liczbie około 360 ludzi przeszła na stronę radziecką. Wśród poległych było 5 oficerów, zginął też kpt. "Garda". Oddział ten został włączony do Armii Berlinga. 28 maja 1944 roku do rejonu przeprawy grupy kpt. "Gardy" dotarł ze swoim wojskiem mjr "Kowal". Po stwierdzeniu patrolami co zaszło na Prypeci, nie podjął ryzyka takiej przeprawy. Zmienił kierunek marszu, kierując swoją grupę na północ, chcąc przejść od Puszczy Białowieskiej. po kilku dniach marszu dotarła ona do rzeki Muchowiec, której jednak bez sprzętu przeprawowego nie mogła sforsować. Zawróciła więc w stronę Bugu, szukając kontaktu z dowództwem dywizji. Mjr "Żegota" z batalionem "Gzymsa", nie mając kontaktu z grupami mjra "Kowala" i kpt. "Gardy", 29 maja 1944 roku przekroczył Bug i udał się do Lublina, a następnie do Warszawy, meldując się w KG AK. Na wschodnim brzegu Bugu pozostawił kpt. "Ostoję" - Tadeusza Klimowskiego z niewielkim oddziałem z zadaniem chwytania łączności z grupami "Kowala" i "Gardy". Komenda Główna AK mając wiadomości o katastrofalnym stanie 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK nakazała jej przerzucenie jej na teren Lubelszczyzny. Rozkaz ten dotarł do kpt. "Ostoi", z którym nawiązał już kontakt mjr "Kowal". Nocą z 9/10 czerwca 1944 roku bataliony mjra "Kowala", kompania warszawska, oraz oddziały pomocnicze sforsowały rzekę Bug, przechodząc na Ziemię Lubelską, gdzie znalazły upragniony odpoczynek. Oddziały zostały skoncentrowane w okolicy Parczewa. Oddziały 27 WDP AK w liczbie około 3,5 tysiąca ludzi, nocą 9/10 czerwca 1944 roku przekroczyły Bug w rejonie Włodawy i znalazły się na Ziemi Lubelskiej. Forsowanie Bugu odbyło się prawie bez walki. Jedynie grupa dowodzona przez por. "Piotra" - Zdzisława Złocińskiego stoczyła bój tuż po przejściu rzeki, gdzie poległ ppor. "Biały" - Klaudiusz Stysło, a ranni byli trzej podoficerowie. W dniu następnym musiał przyjąć walkę batalion kpt. "Hrubego"- Jana Józefczaka, który zaatakowany został przez Niemców w okolicy wsi Sławatycze. Po krótkim odpoczynku poszczególne bataliony różnymi drogami skierowane zostały do rejonu nowej koncentracji wyznaczonej na skraju lasów parczewskich, zwanych również lasami Mąkoszka w rejonie Ostrowa Lubelskiego. W trakcie marszu do nowego rejonu, batalion por. "Sokoła" - Michała Fijałki 15 czerwca 1944 roku zaatakował dużą osadę Wisznice, gdzie zdobył większe zapasy żywności, zabierając je z magazynów niemieckich. W tym czasie Niemcy realizowali na Lubelszczyźnie akcję pacyfikacyjną pod nazwą "Vagabund", jednak wyznaczonych oddziałów wołyńskich nie skierowano do walki. Dzięki miejscowej sieci konspiracyjnej nie zetknęły się one z Niemcami i bez boju przeszły do nowego rejonu koncentracji. W czerwcu więc 1944 roku zakończyła sie epopeja wołyńska i jej końcowy akord, jakim była "Burza" na Wołyniu. Zdziesiątkowane wojsko wołyńskiej dywizji opuściło Wołyń, by nie dać się zgnieść frontowym wojskom niemieckim. Teraz nastąpił przeszło miesięczny okres względnego spokoju i odpoczynku. Wojsko nabierało sił, przychodziło do formy w życiu garnizonowym. Odpowiednio rozmieszczone po wsiach oddziały miały wyznaczone rejony ubezpieczeń dokonano zniszczenia wszystkich mostów i przepustów, a na skraju każdej wsi stały ubezpieczenia i posterunki sprawdzające przepustki, kierując do żandarmerii osobników podejrzanych. Niezależnie od tych ubezpieczeń, we współpracy z miejscową konspiracją wyłoniono zakonspirowane trójki, które śledziły ruchy Niemców w terenie, donosząc dowództwu dywizji o wszelkich podejrzanych ich działaniach. Poza oddziałami 27 WDP AK i miejscowymi oddziałami AK, w sąsiedztwie lasów parczewskich i w samych lasach znalazły się oddziały AL liczące około 100 ludzi pod dowództwem ppłk. "Grzegorza" - Korczyńskiego, oddział mjra Klima oraz oddziały radzieckie "Czarnego" - Baranowskiego i "Biełowa" liczące razem 700 ludzi. Podczas postoju w rejonie Ostrowa Lubelskiego podjęto tylko jedną akcję zaczepną przeciwko Niemcom. Wydzielony pluton z baonu "Korda" dowodzony przez ppor. "Cienia" - Jana Cisonia, współdziałając z miejscowym oddziałem AK, 28 czerwca 1944 roku zaatakował obronę niemiecką strzegącą wieży ciśnień na stacji kolejowej w Parczewie. W czasie akcji wywiązał się bój, w którym poległ dowódca plutonu. Poczynając od 12 lipca 1944 roku zwiadowcze samoloty niemieckie rozpoczęły bezustanne patrolowanie rejonu lasów parczewskich, przygotowując wielką akcję przeciwpartyzancką "Cyklon". 15 lipca ruszyła akcja pacyfikacyjna. Oddziały niemieckie wyszły do koncentrycznego natarcia, realizując swoje plany dzienne. Nacierało około 8-9 tysięcy wojska z różnych formacji: SS, policji, żandarmerii i Wehrmachtu w jednostkach zmotoryzowanych, pieszych i konnych. Z jednostek tych utworzono wiele grup bojowych, idących od strony Trawnik i Piasków Luterskich, Lublina i Lubartowa oraz od strony Radzynia Podlaskiego, Wołynia i Wisznic. Z kierunku wschodniego posuwał się korpus kawalerii kałmuckiej. Celem akcji "Cyklon" było okrążenie lasów parczewskich i stopniowe zaciskanie pierścienia aż do wyniszczenia zgromadzonych tam jednostek partyzanckich. 16 lipca 1944 roku dowództwo dywizji objął płk "Twardy" - Jan Kotowicz, a wieczorem po zestawieniu meldunków odczytano całkowicie zamiary Niemców. Wszystkie bataliony otrzymały rozkaz wymarszu w stronę Lasów Parczewskich. W dniu następnym wysłano w teren szereg patroli, które obserwowały ruchy nieprzyjaciela, wchodząc z nim kilkakrotnie w styczność ogniową. Pod wieczór 17 lipca 1944 roku Niemcy byli już w Ostrowie Lubelskim, skąd z artylerii zaczęli ostrzeliwać las Mąkoszka i wioski położone na skraju lasu. W lasach parczewskich znalazły się również oddziały AL oraz oddziały radzieckie. Mimo dobrej postawy żołnierzy 27 WDP AK, troską jej dowództwa były dotkliwe braki amunicji, szczególnie do broni pochodzenia rosyjskiego. Mjr "Kowal" - Jan Szatowski zwrócił się o pomoc w uzupełnieniu amunicji do płk. "Czarnego". Na naradzie dowódców pododdziałów 27 WDP AK przeanalizowano sytuację, podejmując decyzję wyjścia z lasów parczewskich zanim Niemcy ostatecznie zamkną pierścień okrążenia. Przeważyły doświadczenia zdobyte podczas walk na Wołyniu. O podjętej decyzji powiadomiono dowódców AL i oddziałów radzieckich. W oddziałach ogłoszono pogotowie marszowe, a wieczorem dywizja ruszyła w kierunku północno-zachodnim. Drogami leśnymi, duktami, groblami nocą już przeszły Tyśmiennicę, a około północy zbliżyły się do torów kolejowych Lubartów-Parczew, między wsią Gródek a stacją kolejową Brzeźnica Bychawska. Tutaj kolumna została ostrzelana gęstym ogniem broni maszynowej od strony torów kolejowych. Po chwilowym zamieszaniu, atak na tory podjęły bataliony "Sokoła" i "Gzymsa", chcąc utorować drogę pozostałej części dywizji. Wśród taborów powstało wielkie zamieszanie, jakie spowodowały spłoszone konie gospodarskie nie przywykłe do strzelaniny. Tymczasem baony atakujące złamały opór Niemców na torach kolejowych, zmuszając ich do wycofania się. Tory kolejowe przeszły bataliony "Sokoła", "Gzymsa", "Korda", "Hrubego" i "Bratka". Z taborami, gdzie był dowódca dywizji, oraz końcowym batalionem "Jastrzębia" zerwała się łączność, którą usiłowano nawiązać do końca nocy. Dopiero nad ranem 18 lipca 1944 roku pięć baonów na rozkaz mjra "Kowala" ruszyło w stronę Czemiernik. W okolicach Juliopola, przechodząc szosę Parczew-Lubartów, oddziały znowu natknęły się na Niemców. Mjr "Kowal" rzucił do walki baony "Sokoła" i "Gzymsa", które zmusiły Niemców do odwrotu w stronę Lubartowa, zostawiając na szosie dwa płonące samochody. Cała kolumna przeszła szosą, a idąc duktami leśnymi dotarła do szosy Czemierki-Lubartów, a dalej do lasów czemiernickich, gdzie nawiązano łączność z batalionem "Jastrzębia" i taborami. "Jastrząb" bowiem w porozumieniu z płk. "Twardym" po zerwaniu łączności z czołowymi batalionami, skierował wojska w stronę Lubartowa i szczęśliwie bez walki przeszedł tory kolejowe za Brzeźnicą Bychawską, a dalej wzdłuż Wieprza dotarł do rejonu Czemiernik, gdzie nastąpiło spotkanie z czołowymi batalionami. Po południu 18 lipca 1944 roku pogrzebano zabitych - sanitariuszkę i dwóch żołnierzy, a wieczorem ruszono w dalszy marsz przez Dębią, kol. Dębica, Żuraniewie, po czym przekroczono Wieprz i dalej przez Serock, koło jeziora Klinów, przez Firlej drogą do Tartaku osiągnęły oddziały lasy kozłowieckie w rejonie Lipnik-Rzym, gdzie zatrzymały się na odpoczynek, zajmując następnie poszczególne miejscowości. W ten sposób 27 WDP AK znalazła się poza zasięgiem akcji niemieckiej "Cyklon" i mogła dalej atakować Niemców. Z okrążenia w lasach parczewskich przedarły się również partyzanckie oddziały radzieckie. Nie zdołały się jednak przebić oddziały AL ppłk. Korczyńskiego, ponosząc duże straty podczas pacyfikacji lasów.

Our "Network":

Project Gutenberg
https://gutenberg.classicistranieri.com

Encyclopaedia Britannica 1911
https://encyclopaediabritannica.classicistranieri.com

Librivox Audiobooks
https://librivox.classicistranieri.com

Linux Distributions
https://old.classicistranieri.com

Magnatune (MP3 Music)
https://magnatune.classicistranieri.com

Static Wikipedia (June 2008)
https://wikipedia.classicistranieri.com

Static Wikipedia (March 2008)
https://wikipedia2007.classicistranieri.com/mar2008/

Static Wikipedia (2007)
https://wikipedia2007.classicistranieri.com

Static Wikipedia (2006)
https://wikipedia2006.classicistranieri.com

Liber Liber
https://liberliber.classicistranieri.com

ZIM Files for Kiwix
https://zim.classicistranieri.com


Other Websites:

Bach - Goldberg Variations
https://www.goldbergvariations.org

Lazarillo de Tormes
https://www.lazarillodetormes.org

Madame Bovary
https://www.madamebovary.org

Il Fu Mattia Pascal
https://www.mattiapascal.it

The Voice in the Desert
https://www.thevoiceinthedesert.org

Confessione d'un amore fascista
https://www.amorefascista.it

Malinverno
https://www.malinverno.org

Debito formativo
https://www.debitoformativo.it

Adina Spire
https://www.adinaspire.com